Dawno temu za górą, za lasem, w małym miasteczku mieszkał pies. Żył on na ulicy. Jego właściciele wyrzucili go z domu, twierdząc, że przysparza im wielu problemów. Pies ten wabił się Łatek. Miał brązowy pyszczek, tułów czarny z szarymi plamami. Wyglądał zabawnie i wszystkie inne psy z ulicy wyśmiewały się z małego kundelka. Ludzie nie zwracali na niego uwagi.
Nadszedł okres świąteczny. Na ulicach małego miasta nastał wielki ruch. Łatek dobrze wiedział, że ludzie za parę dni zasiądą do wigilijnego stołu. On sam tęsknił do tego jak nikt inny. Pragnął usiąść obok kominka w ciepłym i miłym domu, gdzie czekaliby na niego dobrzy ludzie.
Nagle zza rogu uliczki wyszedł czarny duży pies Bokser, nazwany tak przez inne psy. On też był porzucony, do tego kulał na jedną łapę. Wszystkie zwierzęta uciekały przed nim, tylko nie mały Łatek. Skulił się i czekał, co będzie dalej. Wielkie zwierzę podeszło do kundelka i zapytało:
– Czego tu szukasz ?
– Szukam dachu nad głową, a poza tym nie miałem niczego w pysku od dwóch dni – oznajmił ze smutkiem psiak.
– Rozumiem. Ja też czasami nie mam co włożyć do pyska – powiedział Bokser.
– Ciebie też porzucono? – spytał zmarznięty bohater.
– Tak, już od dawna mieszkam na ulicy – odpowiedział Bokser.
Zamilkli i już się do siebie nie odzywali. Kiedy Łatek chciał odejść, duży pies zatrzymał go i oznajmił, że kundelek tej nocy zobaczy zjawę, która przyjdzie do niego we śnie. Więcej już nic nie mówił, tylko odszedł ze spuszczoną głową.
Zapadła noc. Psiak wiedział, że niedługo zobaczy tajemniczą postać. Co prawda, miał pewne podejrzenia: że to tylko kłamstwo i Bokser sobie z niego zażartował. „Z pewnością razem z innymi psami teraz się ze mnie śmieją”- pomyślał psiak.
Zasnął, nie miał dobrych snów. Śniło mu się, że znalazł dom, ale po jakimś czasie wywieziono go do lasu i zostawiono całkiem samego. Sen na chwilę się urwał. Pies usłyszał szum i nagle ukazała się tajemnicza postać ubrana w białą suknię. Zjawa zaczęła mówić:
– Witaj, Łatku, przybyłam tutaj, żeby ciebie ostrzec. Uciekaj do lasu, tam znajdą cię zwierzęta, które pomogą w potrzebie.
Więcej nic nie powiedziała i zniknęła tak samo nagle, jak się pojawiła. Psiak obudził się i pomyślał sobie, że jednak czarny pies go nie oszukał. Wstał, przeciągnął się. Po zjedzeniu skromnego śniadanka kundelek wyruszył w drogę. Dobrze wiedział, w którą stronę idzie się do lasu. Pamiętał, że jako szczeniak chodził tam na spacery ze swoimi właścicielami. Bardzo to lubił.
Łatek powoli zmierzał w kierunku lasu. Zaczął padać śnieg, zrobiło się jeszcze zimniej niż dotychczas. Pies dygotał, płatki śniegu spadały na niego i roztapiały się, mocząc jego sierść. Dotarł do celu. Otoczyły go gęste drzewa rosnące jedno przy drugim.
Zawołał:
– Halo, czy ktoś tu jest?
Odpowiedziało mu echo odbijające się od drzew. Płatki śniegu delikatnie wirowały w powietrzu. Pies nie wiedział, co ma teraz robić. Zwątpił w tajemniczą zjawę i w to, co mu powiedziała. Usiadł bezradnie na śniegu i czekał nie wiadomo na co.
Nagle usłyszał szelest, ktoś na niego patrzył zza drzewa. Łatek przestraszył się, ale już nie zależało mu na tym, kto go śledzi. Wolał zamarznąć, bo wydawało mu się, że nic dobrego go już nie spotka na tym smutnym świecie. Ukryta za drzewem postać usłyszała kundelka, wyjrzała z kryjówki i podeszła bliżej.
Pies obrócił się i zobaczył rudego, niezbyt dużego lisa. Przestraszył się.
Lis powiedział do niego:
– Nie bój się mnie, nie zrobię ci krzywdy.
– Skąd mam wiedzieć, że mnie nie oszukujesz? – spytał Łatek.
– Powiem ci tylko, że to między innymi o mnie powiedziała ci tajemnicza zjawa w twoim śnie – odpowiedziało zwierzę.
– Skąd wiesz, że mi się przyśniła dziwna postać? – pytał dalej z niedowierzaniem mały psiak.
– Zjawa już wcześniej powiedziała nam, że w mieście jest mały pies, który potrzebuje pomocy. Od razu wiedzieliśmy, co ma na myśli – oznajmił lis.
– Jest was więcej? – zdziwił się główny bohater.
– Tak, oprócz mnie są jeszcze inne zwierzęta – odparł lis.
– A jak ty się w ogóle nazywasz? – spytał Łatek.
– Mów mi Rudy, a teraz chodź ze mną, musimy ci znaleźć dom przed świętami – powiedział radośnie lis.
– Nie jestem pewny, czy chciałbym mieć właścicieli, bo jeśli oni także mnie wyrzucą… – szepnął psiak.
– Znalazłem już dla ciebie dobrych opiekunów – uświadomił mu lis.
Dotarli do wielkiej jaskini, w której czekały na nich inne zwierzęta. Kundelek czuł się nieswojo w ich towarzystwie, ale po chwili zobaczył, że te wszystkie stworzenia są do niego przyjacielsko nastawione. Podały mu owoce do zjedzenia. Pies łapczywie zajadał ze smakiem i zapytał jednego z zebranych tam jeleni, skąd mają o takiej porze roku owoce leśne? Jeleń mu odpowiedział:
– Robimy zapasy różnych pysznych smakołyków.
– Już czas – powiedział nagle Rudy.
– Na co? – spytał Łatek.
– Musimy wyruszyć w drogę, aby znaleźć klucz, dzięki któremu otworzymy bramę do Krainy Wiecznego Szczęścia. Tam znajdziesz swoich nowych właścicieli – powiedział gotowy do drogi lis.
– Nie wierzę w to, co mówisz, przecież nie istnieje jakaś Kraina Wiecznego Szczęścia i klucz do jej otwarcia – odparł z niedowierzaniem Łatek.
– Uwierzyłeś przecież w tajemniczą postać i poszedłeś tam, gdzie ci kazała, więc uwierz też w tę Krainę! – powiedział z naciskiem lis.
– Spróbuję – odrzekł piesek.
Ruszyli. Lis trzymał mapę prowadzącą do tajemniczego klucza. Kundelek zaś ociągał się, zostając z tyłu i dalej wątpił we wszystko, co mu się tego dnia zdarzyło.
– Może to jest tylko sen, z którego nie mogę się obudzić – myślał zmęczony długą podróżą pies. – Skąd masz tę mapę, Rudy? – spytał towarzysza podróży.
– Tajemnicza istota podarowała mi ją w dowód wdzięczności.
– Jeśli znajdziemy klucz, to jak odnajdziemy drzwi? – zapytał Łatek.
– Klucz jest magiczny, sam znajdzie drogę – odpowiedział uszczęśliwiony tym pytaniem lis.
Po chwili lis się zatrzymał i obrócił w kierunku psiaka.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział radośnie. – Musimy zacząć kopać, o, w tym miejscu – wskazał łapą punkt na śniegu.
Dokopali się do małej, złotej, pięknie zdobionej skrzyneczki. Lis otworzył ją i wyjął piękny, srebrny klucz. Był duży i ciężki. Rudy szepnął coś cicho. Klucz nagle drgnął i zaczął uciekać. Lis spojrzał tylko na kundelka, uświadamiając mu, że klucz pędzi do tajemniczych drzwi i czas znowu wyruszyć w podróż.
Szli i szli, aż zobaczyli, że w miejscu, w którym zatrzymał się klucz, śnieg uformował wzniesienie. To była wielka brama. Stanęli przed nią, klucz wcisnął się w dziurkę i czekał, aż go ktoś przekręci. Lis powiedział:
– To już koniec twojej podróży, mój mały przyjacielu. Jeśli wejdziesz przez te drzwi, już nigdy nie wrócisz do starego świata.
– Dlaczego? – szepnął psiak.
– Dlatego że za tymi drzwiami jest wszystko, co dobre: całe szczęście i radość są właśnie tam, po drugiej stronie – odparł ze łzami w oczach lis.
– To dlaczego każdy nie może tam wejść? – spytał Łatek.
– Tylko wybrani mają ten zaszczyt, przyjacielu – odpowiedział Rudy.
– To znaczy, że już nigdy się nie zobaczymy?
– Na to wygląda, towarzyszu, żegnaj i bądź szczęśliwy – pożegnał się lis i zniknął za śnieżną zaspą.
Psiak dotknął klucz łapą, a ten zaczął się kręcić. Łatek porwany przez wiatr dostał się do środka, a drzwi z trzaskiem się zamknęły i zniknęły, a piesek głęboko zasnął.
Kiedy ocknął się, zobaczył, że leży na miękkiej poduszce przed kominkiem. Piesek od razu poczuł zapach choinki i świątecznych potraw. Wstał i rozejrzał się. Zobaczył zastawiony stół i ludzi siedzących przy nim. Potem wszyscy wstali i zaczęli dzielić się opłatkiem. Widział, jak jakaś dziewczynka podchodzi do niego i mówi po imieniu, dając mu do zjedzenia smakołyki. Otwierano prezenty, śpiewano kolędy i ci wszyscy odświętnie ubrani ludzie byli dla niego mili. Mały chłopiec wziął Łatka na kolana i zaczął go głaskać, a pies znowu zapadł w głęboki, bezpieczny sen.